Czas przed świętami jak i czas samych świąt minął mi jak zawsze bardzo miło i bardzo szybko. Poświętowaliśmy, pośpiewaliśmy kolędy, pograliśmy w planszówki. Zapomniałam o telewizorze zupełnie, choć wśród moich krewnych jest on ważnym elementem życia. Ale było nas sporo i zwyczajnie nie było czasu na tv, za co niezmiernie jestem wdzięczna Bogu.

Za to internet jest zawsze i wszędzie i tu niestety nawalam na całej linii, bo trudno jest mi się uwolnić od tego dziadostwa. Na moim telefonie w chwilach resetowania się fizycznego króluje facebook. No i mam na tym facebooku takie zoo do obserwacji, że szok. Zauważyłam w tym roku bardzo ciekawy trend, popularny wśród abolutnie i skrajnie  lewicowych feministek, zaraz o nim. Najwyraźniej nawet słoikowa warszawka ma już szczerze dosyć  bezcennych porad gazety wyborczej, jak spędzić święta nie z rodziną, której przecież musimy obowiązkowo nienawidzić, brzydzić się nią i się jej wstydzić. Porad mówiących, czego nie wolno mówić przy wigilijnym stole (np. pytać młode małżeństwo kiedy planują potomstwo, bo to ich stresuje), porad, jak uniknąć jedzenia karpia, jak nie dopuścić w ogóle do tego, żeby karp był bestialsko zabijany i cierpiał. Znamy to wszyscy do wyrzygania i choć nie brakło tego i w tym roku, to jednak pojawiły się nowe trendy w walce z tradycją chrześcijańską. 

Pierwszy to typowy szantaż emocjonalny dotyczący przyjmowania uchodźców. Portal "wiedza bezużyteczna", portal bezużyteczny, jątrzący w wyrafinowany sposób, bardzo protrzaskowski i protuskowski, ale też dosyć popularny, opublikował z dupy wzięty sondaż, który wskazywał, że wśród osób niewierzących aż z 80 procent chętnie przyjmie na wigilię uchodźców, a wśród katolików już tylko 40 kilka procent tak się deklaruje. Prowadzący ten portal jest dumny z tego, że pokazuje "prawdę obiektywną", bo niczego nie komentuje, tylko pokazuje tzw twarde dane. Te tzw twarde dane na tym portalu zawsze swiadczą na niekorzyść przede wszystkim katolików, ludzi zwykłych i takich, którzy chcą po prostu żyć zgodnie ze swoim sumieniem i rodzinną tradycją. 

No więc okazało sie, że katolik to tylko ten talerz dla zbłąkanego wędrowca stawia, jak to katolik, na pokaz, nie wiadomo komu i co chce pokazywać, ale na pokaz i już. Bo to hipokryza panie w tym katotalibanie i dzieci tam gwałcą. Za to wśród wyzwolonych z opium dla ludu, nowoczesnych wielkomiejskich inteligentów - tam dopiero są gorące i otwarte, szczere i wielkie sam sam sk..., o pardą, serducha. Sam Maciej Stuhr o tym zaświadczy, przecież z żoną ugościli jakąś rodzinę uchodźczą, tak przynajmniej pisał plotek.pl, no i "wiedza bezużyteczna". 

No, ale to też już było, choć teraz się nasiliło i w sumie każdy potrzebujący atencji biedny dupek może polansować się na deklaracji miłosci do uchodźcy na swoim instastory. 

Nowy trend, chyba, że nie nowy, ale dla mnie nowy, to feministyczne Boże Narodzenie. Otóż mnóstwo znanych mi osobiście oraz  znanych mi tylko  z mediów celebrytek pochyla się nad losem Maryi. Analizują słowa kolęd, nawet samej Ewangelii,  i prócz dopatrywania się tam dręczącego patriarchatu, szukają tropów, jak to Maryja rodziła, jak to obkurczała się jej macica i co się stało z łożyskiem, czy głośno krzyczała i - serio serio - czy myślała o takich Izach z Pszczyny. A św Józef, skoro zgodził się opiekować nie swoim dzieciakiem, to znaczy, że nie był znowu takim szowinistą i męską świnią, że skoro odbierał ten poród to znaczy, że to jednak musiał być spoko gość, a nie jakiś żydowski boomer, zrozumiał cierpienie kobiety i zachował się tak, jak każdy przyzwoity czytelnik krytyki politycznej też by się zachował - czyli oczywiscie, że nie uwierzył w dziewictwo Maryi i jej święte Dzieciątko, ale jako feminista  zrozumiał, że trzeba być tolerancyjnym i skoro już zdecydowała się urodzić, to jej w tym pomóc. 

Tak to wygląda w tej części świata i niestety niczego nie zmyślam. Nie ma co się jednak załamywać, ja w tym widzę nadzieję dla tych ludzi - oni w ogóle zaczęli trochę myśleć o Bożym Narodzeniu, o wydarzeniu, które zmieniło bieg historii, które my świętujemy z największą czcią i radością. Może z tej analizy feministycznej wyjdzie niektórym zaskakujacy wynik  równania? Cuda zdarzają się ciągle, ale w Boże Narodzenie jakby cześciej.

Dopisek: szaleństwa wielu ludzi już mnie tak nie przerażają, ani nie dołują. Być może dojrzewam (lepiej późno niż wcale) i nie odczuwam od jakiegoś czasu żadnej satysfakcji, w stylu "ależ ja jestm mądra", gdy widzę taką biedę, jaką opisałam powyżej. Może to wynik życiwoych doświadczeń, których coraz więcej, może wynik lektury abp Fultona J. Sheena, który pisał między innymi, że jak umrze i pójdzie do nieba, to spotkają go tam trzy niespodzianki: pierwsza, że zobaczy tam ludzi, których nie spodziewał się tam zobaczyć, druga, że nie zobaczy wielu z tych, których spodziewał się zobaczyc, a trzecia, największa, że on sam tam będzie. 

 

---

tagi: boże narodzenie  feminizm 

	bozenan
	27 grudnia 2021 21:04

28     1433    16 zaloguj sie by polubić