Bardzo nie lubię zapaćkanych sprejami murów budynków, zwłaszcza gdy są to bezmyślne mazidła niszczące czyjąś własność lub narażajace mnie na nieprzyjemne doznania estetyczne. Choć czasem zdarzy się napis, nawet nabazgrany ale zabawny, np. żart sytuacyjny. Na przykład w moim liceum uczył kiedyś nauczyciel tak zwanej starej daty, czyli przejawiało się to u niego skłonnościami sadystycznymi - tak przynajmniej oceniali to uczniowie. Budził postrach, ale mniej szacunek (bo byli tacy, którzy budzili jedno i drugie). Kiedyś został dyrektorem liceum i wtedy ktoś napisał na murze budynku vis a vis wejścia do LO "Zawsze kłoka kola" - ponieważ nauczyciel ten nosił nazwisko Kłok. I mimo, że było to nabazgrane, to mnie się podobało i wydawało się zabawne. Innym razem, już na studiach, w okolicach egzaminu z filozofii ktoś naskrobał na murze okalającym instytut filozofii i socjologii "I can't Kant", co też było zabawne, bo co jak co, ale Kant to był jednak koszmar.

W minione wakacje dowiedziałam się ciekawej rzeczy: że w zasadzie nie ma napisów na murach bezsensownych. Że te często niezrozumiałe bazgroły to są kody pewnej subkultury (niemodne już pojęcie, ale ja też jestem starej daty). Uświadomił mnie w tym pewien młodzian, który zwrócił się do mnie z prośbą o pozwolenie na nabazgranie czegoś na murze śmietnika pod moją szkołą. Myślałam z początku, że to jakiś niespełniony artysta uliczny, który chce się wyżyć i zrobić coś dobrego dla otoczenia (bo ładny mural jest ok). Okazało się, że on chciał zaznaczyć swój teren i jakimś innym tajemmniczym osobom dać informacje o sobie, malując bardzo charakterystyczne mazgi, które dla mnie są jendakowe, czy jednakowo niezrozumiałe, a dla ONYCH są ważnymi informacjami. Pełno tego na murach. Oczywiście gościa pogoniłam. 

Ostatnio we Wrocławiu, w pewnych kręgach emocje budzi ciekawa sprawa. Ulica Lotnicza jest jedną z ważniejszych i ruchliwych arterii Wrocławia, a przy tej ulicy znajduje się stary cmentarz żydowski, okolony wysokim murem z czerwonej cegły. Na murze  tym ktoś tydzień temu nasprejował wielkinapis: "JEZUS JEST KRÓLEM".

Szaleństwo, jakie ogarnęło w związku z tym różnych ludzi jest w mojej ocenia doskonałym materiałem na dwa doktoraty z socjologii. 

Jak podaje Wyborcza, jakiś mężczyzna, nazwany aktywistą społecznym, przechodził obok i jak zobaczył, to natychmiast zadzwonił do do przedstawicielki gminy żydowskiej we Wrocławiu. Co jej powiedział, tego nie wiem, dość, że w niedzielę 17 lutego dzieci ze szkoły żydowskiej i kilkoro dorosłych aktywistów z wyborczej dzielnie walczyło z owym napisem na murze, jako z aktem karygodnego wandalizmu. Wygrali, ale tylko na chwilę, ponieważ już rankiem dnia następnego napis odrodził się w swojej pełnej krasie. Najprawdopodobniej jest tam nadal, chyba że dziś, z okazji niedzieli wrocławscy aktywiści znów wzięli się do sprzątania. 

Na różnych portalach natomiast od kilku dni trwa naparzanka w związku z zaistniałą sytuacją. Część osób kojarzonych z tzw prawicą narodową broni napisu, tłumacząc, że Jezus został uznany za krola Polski i napis wobec tego jest prawdziwy. Druga strona odwija się twierdząc, że Polska nie jest monarchią ani państwem wyznaniowym. 

Jak widać więc, poziom debaty po obu stronach jest wysokich lotów.

Ja mam tylko dwie prośby w związku z powyższym (by, jak zawsze, żyło się lepiej. wszystkim):

1. czytajcie Ewangelię

2. siłą rozpędu posprzątajcie wszystkie "huje" i "hooligansy" ze ścian. Dużo tego i czasem aż oczy bolą.

Dziękuję z góry

 

---

tagi: żydzi  wrocław  cmentarz  napis jezus jest królem 

	bozenan
	24 lutego 2019 20:32

15     1813    10 zaloguj sie by polubić